whitesocks whitesocks
54
BLOG

Zgoda buduje

whitesocks whitesocks Rozmaitości Obserwuj notkę 6

 Tak sobie żyjemy i żyjemy. Przyzwyczajamy się do różnych rzeczy. Do tego, że Pani w sklepie jakoś nigdy nie może znaleźć w kasie właściwej liczby pieniędzy do wydania, i że to my obowiązani jesteśmy do posiadania tak zwanej “końcówki”. Do tego, że niemożliwe jest przejechanie pociągiem z Krakowa do Warszawy w dwie godziny. Do tego, że śmigamy sobie spokojnie stówką drogą pełną kolein, chociaż znak pokazuje ograniczenie do siedemdziesięciu. Jakby co, to z policją sobie poradzimy. Pan w mundurze zapyta gdzie pracujemy, a my już wiemy, że odpowiedni banknot rozwiąże sprawę punktów karnych. Przyzwyczajeni jesteśmy do krzywych chodników, obowiązku meldunkowego i urzędu skarbowego. Bo przyzwyczajenie to druga natura człowieka.

Dlatego, jak tak sobie jedziemy z kierunku wschodniego do naszej stolicy, z utęsknieniem wypatrujemy jego strzelistej sylwetki. Widzimy klasyczną bryłę, zwieńczoną przecinającą niebo, tonącą w mgłach iglicą - znak to niechybny, że Warszawa już blisko. “To miasto, gdzie Hitler i Stalin zrobili, co swoje”. A  w środku miasta on.

 

Podarunek.

 

Kościół Kultury i Nauki.

 

Dominanta krajobrazu.

Symbol miasta.

Cel wycieczek szkolnych.

Bohater filmów.

 

Tyle wspomnień, tyle pięknych defilad. Kawa w Cafe Kulturalna, pierwszy pocałunek pod pomnikiem Przodownika Pracy, koncert Milesa w Kongresowej i to wzruszenie podczas premiery “Ślubu” w Dramatycznym. Kawał żelbetu i historii. Przez duże ŻEL i duże HI.

 

I co, i niby zburzyć? Sprzedać? Rozebrać? Teraz?

 

Jeśli już, to trzeba było to zrobić w osiemdziesiątym dziewiątym. Tak mówią niektórzy. Teraz to zabytek. Nie dość, że zarejestrowany, to jeszcze sentymentalny. To “nasza młodość z kości i krwi. Ta nasza młodość co z czasu kpi”.

 

“I niech narodowie wżdy postronni znają”, że my przywiązani jesteśmy do starych symboli i za pałacem “staniemy wszyscy wraz, jak zielony młody las”. Nie będziemy jak Anglicy - przecież gdybyśmy zdobyli mistrzostwo świata w kopanej, to u nas taki zwycięski stadion stałby sobie spokojnie i nikomu nie wpadłby do łba głupi pomysł, żeby go przerobić na większy i nowocześniejszy. Nie będzie też Niemiec pluł nam w marmur - ściślej mówiąc w mur - gdyby to u nas towarzysze radzieccy postawili tak piękną konstrukcję, to stała by sobie spokojnie, a my już wymyślilibyśmy, gdzie jakąś drabinę przystawić albo podkop wydrążyć. Dziwne tylko, że z maluchów, butów relax, telewizorów Rubin i kartek na mięso  zrezygnowaliśmy bez zbędnych sentymentów. Przecież jak się taki Rubin rozgrzał, to i wybuchnąć potrafił. Trochę strachu człowiek się najadł, ale za to jak było ciekawie.

 

A dzisiaj nuda, Panie. Płaski ekran made in China. Buty made in China. Jeszcze tylko mięsa made in China brak. A oni w tej Azji mają taką przypadłość, że najpierw się ładnie człowiekowi ukłonią a potem pytają “a ile u was w tym Poznaniu, Białymstoku czy Warszawie jest wieżowców?” Wtedy my się musimy trochę po głowie podrapać, a potem z uśmiechem pokazujemy im zdjecie naszego Pałacu. To oni pokręcą głowami i z równie  miłym uśmiechem  odpowiedzą, że na takiej powierzchni to wybudowaliby nie jeden, ale trzy, i to takie bardziej szklane, stalowe, i jak to się mawia, inteligentne. Z windą w dół i w górę, a nawet na skos. Nazwaliby to mini-osiedle maksi-wieżowców Warsaw Pekin. A nad wejściem do najwyższego z tych chmur drapaczy umieściliby taki cytat:

 

“Jak nie kochać strzaskanych tych murów, tego miasta, co nocą odpływa,
kiedy obie z greckiego marmuru - i umarła Warszawa, i żywa.”

 

Po polsku i po chińsku. A co, myśleliście, że Chińczycy nie znają się na poezji? 

whitesocks
O mnie whitesocks

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości